Emocje nareszcie opadły. Dziennikarze na kilka tygodni trochę zapomnieli o Watykanie. Do papieskiej decyzji o rezygnacji z urzędu następcy św. Piotra zdążaliśmy się już przyzwyczaić. Mnogość komentarzy na ten temat popłynęła strumieniem linków zamieszczanych w portalach społecznościowych. Można trochę odetchnąć...

Żyjemy w świecie, w którym rezygnacja z czegoś jeśli nie jest wymuszona, to z pewnością jest czymś dziwnym. Na pierwszych stronach gazet próżno szukać ludzi, którzy dobrowolnie oddali by jakąkolwiek władzę. Lubimy mieć i panować - chociażby nad sytuacją. Chyba nikt nie chciałby się przyglądać z boku, jak ktoś inny realizuje "mój projekt", ale już "nie po mojemu". Rzecz jest zresztą wiadoma, że niema ludzi niezastąpionych, ale "ja potrafię to zrobić najlepiej".
Nie wiem czy decyzja Benedykta XVI okaże się dla Kościoła dobra. Wiem jednak, że podjęcie takiej decyzji wymaga niezwykłej klasy. Joseph Ratzinger będzie patrzył na pracę swojego następcy i jedyne co mu pozostanie to modlitwa w zacisznym klasztorze. Ale mądre czy głupie wybory członków Kościoła mają znaczenie drugorzędne. Po co się martwić na zapas? Jeśli zrobiliśmy swoje to nie trzeba się bać męskich decyzji, ostatecznie są one w rękach Boga.
Postscriptum
Benedykt XVI zrobił dla Kościoła bardzo wiele. Do jego myśli wracać będziemy jeszcze nie raz. Dla mnie samego ten pontyfikat jest ciągłym brakiem czasu na przeczytanie, tego co Papież miał do powiedzenia. Z drugiej strony potrzeba nowej siły i dynamizmy, który poprowadzi Kościół po wytyczonym przez Benedykta kursie. Kurs ten wiedzie przez wzburzone morze, więc nowy Biskup Rzymu będzie miał co robić.
0 komentarze:
Prześlij komentarz